Sprawy techniczne bloga

Jeżeli ktoś z Was ma ochotę wykonać szablon dla Seraph V. Academy lub zna kogoś, kto byłby w stanie go zrobić, bardzo proszę o kontakt w zakładce Dyrekcja.

Sprawy szkolne

Pogoda na wyspie nie sprzyja chandrze. Jesień w tym roku jest łagodna - lekki, chłodny wiaterek rozwiewa kolorowe liście, daremnie zgarniane przez ogrodników. Od czasu do czasu pada deszcz, ale zazwyczaj wieczorami i nocą. Mimo wszystko trzeba uważać - w każdej chwili pogoda może ulec zmianie.

piątek, 17 października 2014

...

A ja się śmieję, kiedy ludzie mówią mi o tych królach zza dalekich mórz. A ja się śmieję, wtedy odpowiadam im: nie mam nic prócz paru pięknych snów.*


Ludzie, którzy przebywają w jego otoczeniu na co dzień, czasami żałują, że może mówić. Kiedy zacznie, ciężko jest go zmusić, by przestał, a wprost proporcjonalnie do czasu jego pieprzenia o niczym rośnie prawdopodobieństwo, że palnie coś głupiego. Często rzuca nietrafnymi uwagami, które w jego ustach brzmią tak niewinnie, jakby nie były zamierzone. Tak naprawdę mężczyzna jest z natury dość przekorny i złośliwy. Bardzo często mówi bez żadnego poczucia odpowiedzialności za słowo.

Nie wierzy w cnotę, prawo i sprawiedliwość. Nie łudzi się, że każda nowo napotkana osoba jest uosobieniem dobra. Nie jest przesadnie ufny, a już tym bardziej naiwny. Do obcych podchodzi z dystansem, ale nie brak mu dziecięcej ciekawości. Jest niezaprzeczalnym twórcą teorii, że ktoś niebezpieczny ma zamiar przedostać się do Seraph Vercovicium Academy, aby rozpracować mechanizmy jej działania, a co za tym idzie - zniszczyć królewskich potomków.

Ma zwyczaj zasypiania w bardzo dziwnych miejscach i w bardzo dziwnych momentach. W dodatku kiedy śpi zbyt długo, pierwsze piętnaście minut po przebudzeniu nie potrafi odróżnić snu od jawy.

Nie wygląda i nie zachowuje się jak książę. Jest nieco przygarbiony, rzadko chodzi do fryzjera, a swoją chudość ukrywa pod luźnymi, niechlujnie dobranymi ubraniami. Dostojna w nim jest jedynie lekkość, z jaką przesuwa palcami po klawiszach fortepianu. W gruncie rzeczy ciężko zmusić go do grania poza czterema ścianami sali muzycznej.

Shun Okamura
książę Japonii, dwadzieścia dwa lata, II klasa
zajęcia dodatkowe - sekcja klawiszowa (fortepian)


* - Moja dumka, Marek Tranda

17 komentarzy:

  1. Hej! Miło widzieć kolejną osobę na blogu. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Dziękuję za przywitanie. Ja też mam nadzieję, że będzie fajnie.]

      Usuń
  2. [Cześć :) Nasze postaci są w jednym domku, więc przydałby się wątek.]

    Bea

    OdpowiedzUsuń
  3. Bea oparła czoło o drzwi frontowe swojego domku i próbowała zebrać myśli. Była śpiąca, praktycznie chwiała się na nogach, przed położeniem się tam, gdzie stała, ratowała ją tylko wizja miękkiego i ciepłego łóżka. Pięć minut temu omal nie potknęła się o ów niski biały płotek otaczający ich dom. Pomacała ręką ciemność w poszukiwaniu klamki, bo jak zwykle nie paliło się światło. Shun na pewno gdzieś spał i nie mogła liczyć na jego pomoc. Miała dość. Po paru chwilach odnalazła klamkę, nacisnęła ją i wpadła do środka. Zamknęła drzwi i zapaliła światło, radując się nagłą jasnością. Zerknęła na zegarek, który wskazywał godzinę drugą szesnaście. Jezu. O dwudziestej pierwszej wyszli z kina, potem poszli na plażę. Trudno było uwierzyć, że spędziła tam tyle czasu.
    Stała w miejscu, próbując zrozumieć, co zajęło jej te pięć godzin, gdy nagle ciszę przerwało burczenie w brzuchu. Bea zerknęła na niego bez zdziwienia, na jej twarzy pojawił się grymas. Była Hiszpanką, jadała nocą, wstawała popołudniu, Seraph Academy bezskutecznie starała się zmienić jej nawyki. Co prawda w szafce chowała zapasik jedzenia na sytuacje takie jak ta, ale nie miała siły otwierać paczki paluszków. Zgasiła światło i udała się do toalety. Zrobiła siku, zmyła makijaż, resztkami sił przebrała się w piżamę, którą tworzyły krótkie spodenki i koszulka na ramiączkach. Wyglądając i czując się jak zombi ruszyła do swojego pokoju, dziękując Bogu, że nie musiała się jeszcze wspinać po schodach.
    Po prostu padła na łóżko, nie zawracając sobie głowy kołdrą czy światłem. Przewróciła się na lewy bok, w kierunku drzwi. Było ciaśniej niż zwykle, pewnie te kilogramy jedzenia, które codziennie wchłaniała, w końcu wytworzyły dodatkowy tłuszczyk. Machnęła ręką, łokciem uderzając w coś miękkiego. O, maskotki. Przewróciła się na bok prawy i chwyciła pluszowego słonia. A przynajmniej tak jej się wydawało. Pluszowy słoń był bowiem większy niż zazwyczaj, twardszy, owłosiony. Z trudem otworzyła oczy. Po kilkunastu sekundach wpatrywania się w rzekomego słonia, dotarła do niej prawda. Dlaczego w jej łóżku leży jakiś facet?
    Bea krzyknęła, głośno i przeraźliwie. Poruszyła się gwałtownie, spadając przy okazji z łóżka i ściągając na podłogę poduszki i kołdrę, w które nieszczęśliwie się zaplątała. Podczołgała się do ściany, wypluwając z siebie bardzo niekrólewskie przekleństwa. Jakimś cudem udało jej się zapalić światło i nie upaść z powrotem na podłogę. Brawo.

    Bea

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Doberek. Może Shun i Luiza sobie o czymś pogadają? :)]
    Luiza

    OdpowiedzUsuń
  6. Była głodna.
    Jej żołądek ot, tak po prostu domagał się kolejnej porcji pożywienia – nie było zapewne nic wygórowanego, ale Luiza jeszcze zastanawiała się nad wyborem lunchu. Siedziała przy swoim ulubionym stoliku z widokiem na ocean. Niezależnie od tego, gdzie znajdowałaby się i widziała najpiękniejsze widoki morze stanowiło najpiękniejszy z nich; nic nie mogło pobić jego widoku. Lecz nie każde morze dla polskiej księżniczki było ładne – te przejrzyście błękitne i słoneczne akweny wodne odpadały. Ona była miłośniczką wzburzonych wód – zimnych i nieobliczalnych. Dlatego tak bardzo kochała sztormy.
    Widok japońskiego księcia nie zdziwił jej mocno. Rozmawiali ze sobą kilkakrotnie, nawiązali nawet coś na wzór luźnej i niezobowiązującej znajomości.
    - No proszę, a czy jest jakieś stare japońskie przysłowie mówiące o ciągle zasypiającym japońskim następcy tronu? - zaśmiała się na widok czynności wykonywanej przez Shuna.
    Nie zastanawiała się już więcej nad tym, co zje na lunch. Podjęła szybką, ale chyba nie dość przemyślaną decyzję, bo wkrótce postawiono przed nią półmisek pełen krewetek. Natomiast Shun dostał ciekawe wyglądające polędwiczki. Jak ona do cholery myślała?
    - Ej, śpiochu! - szturchnęła Shuna – Może zamieniłbyś się daniami?
    Książę nie zareagował, nadal spokojnie drzemał. A Luiza korzystając z okazji zamieniła talerze.

    Luiza

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Shun *.* Może jakiś wątek z moją wariatką? ]
    Johanna

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dobry wieczór. Myślę, że Szun i Raisa mogliby się znać od dziecka. Ona robiłaby coś w stajni, on z kolei przyszedłby z ciekawości, popatrzeć jak się oporządza konia, czy coś takiego. Spotkałby ją, a ona zagoniłaby go do pracy. Co ty na to? ]

    Raisa

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Cóż, osobowości borderline nie posiada i, chociaż rozważałam tą kwestię podczas tworzenia Johanny to, pozostałam przy chorobie afektywnej dwubiegunowej.
    Ja i tak na nic lepszego nie wpadnę, więc opcja z fortepianami jak najbardziej mi pasuje. Tak trochę głupio mi to pisać, bo to Twój pomysł, ale czy możesz zacząć :D ]
    Johanna

    OdpowiedzUsuń
  10. Postać na łóżku odwróciła głowę w jej stronę i zamiast przystojnego brazylijskiego księcia ukazał się Shun. Bea nie była zaskoczona, Japończyka znano z umiejętności zasypiania w każdym, nawet najbardziej niewygodnym miejscu. Niemniej jednak Bea nie narzekałaby, gdyby to ów przystojny brazylijski książę właśnie budziłby się w jej łóżku. Najlepiej bez koszuli.
    Ale Shun też był kochany, chociaż umiejscowiłaby go gdzieś indziej. Na kanapie, na przykład.
    Książę, czy mogę cię prosić o wyjaśnienia? Nie zwykłam spotykać cię w moim łóżu.
    - Ja pierdolę, Okamura! – krzyknęła.
    Przejechała dłonią po twarzy w dramatycznym geście, po czym zsunęła się po ścianie, ponieważ owinięta wokół nóg kołdra uniemożliwiała ruchy naprzód. Jak kot zwinęła się w kłębek na podłodze, spoglądając bacznie na Japończyka ciemnymi oczyma.
    - Dlaczego tu jesteś? W moim łóżku? Myślałam, że jesteś słoniem. Uderzyłam… Boże, chyba nie zrobiłam ci krzywdy? W ogóle przez ciebie prawie zaczęłabym dietę, bo zdawało mi się, że jestem taka gruba, że już się nie mieszczę we własnym łóżku. A to byłeś ty. Następnym razem wywieś jakąś kartkę, czy coś! Nie! Nie będzie następnego razu, Okamura! Słyszysz?
    Bea rzuciła Shunowi gniewne spojrzenie i zmieniła pozycję, przerywając na chwilę monolog. Ale tylko na chwilę.
    - Wiesz, że jest już druga? Albo trzecia. Nieważne. W każdym razie nie mogę sobie przypomnieć, co właściwie robiłam przez trzy czy cztery godziny. To trochę nieprawdopodobne, że cały czas siedziałam i gadałam, i tańczyłam, prawda?
    Szukała u Shuna potwierdzenia swoich słów, jakby to naprawdę miało znaczenie.
    Ostre światło, zaskoczenie, rozmowa (monolog, Bea, monolog!) – wszystko to odpędziło sen. Hiszpanka tryskała energią, czuła się doprawdy wspaniale. Przynajmniej przez następne pół godziny. Zdrętwiała jej ręka, wobec czego usiadła, opierając głowę o gładką ścianę i spoglądając spod przymrużonych powiek na współlokatora. Jakimś cudem wyplątała się z kołdry (jedwabnej, jeśli kogoś interesują takie szczegóły), którą następnie ułożyła na nogach bez żadnego celu.

    Bea

    OdpowiedzUsuń
  11. Starając się jak najbardziej odizolować od spieszących się na zajęcia uczniów, sunęła pod ścianą w duchu modląc się, by nie zauważył jej dyrektor, który mógł mieć jej za złe częste opuszczanie lekcji, lub psycholog, którego od kilku dni unikała jak ognia.
    W końcu zabrzmiał dzwonek i wszyscy zniknęli w klasach, sprawiając, że na korytarzach znów zaczynała panować cisza. Kiedy drzwi za ostatnim studentem zamknęły się, Johanna odetchnęła z ulgą, w duchu dziękując za to, że znów udało jej się uciec z męczącej lekcji.
    Westchnęła cicho i, z opuszczoną nisko głową, skierowała się w kierunku miejsca, w którym spędzała ostatnio całe dnie. Pokonała kilka kondygnacji schodów i ruszyła pustym korytarzem w kierunku upragnionego parapetu, przeczuwając, że nie będzie jej dane długo cieszyć spokojem.
    Szukając słuchawek, które pozwoliłyby jej jeszcze bardziej odciąć od rzeczywistości, wysypała zawartość swojego plecaka na ziemię.
    Tępo wpatrywała się w porozrzucane na podłodze przedmioty, jakby zastanawiając się co one tam robią. Dopiero po chwili przypomniała sobie o co chodzi. Nogą odgarnęła część z nich szukając odtwarzacza muzyki i kiedy w końcu zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie go nie znajdzie, potrzebowała kilkudziesięciu sekund by przetrawić ten fakt.
    zapominalska idiotka. idiotka. idiotka. IDIOTKA…
    Potrząsnęła nerwowo głową, chcąc odgonić coraz bardziej natrętny głos i, nie kłopocząc się zbieraniem długopisów i książek z ziemi, z trudem wdrapała się na parapet. Podciągnęła nogi pod brodę i owinęła je swoimi rękoma. Wyjrzała przez okno i pierwszą rzeczą jaką zobaczyła było jej własne odbicie. Na widok grubej twarzy, krzywych zębów i piegowatych policzków skrzywiła się z nieukrywanym wstrętem. Nie mogła na siebie patrzeć, a niechęć związana z własnym wyglądem z dnia na dzień stawała się coraz większa.
    obrzydliwy grubas
    Nie chcąc na siebie patrzeć schowała głowę w kolanach. Wciąż przed oczami miała jednak swoje odbicie. Zacisnęła mocno powieki mając nadzieję, że uda jej się o nim zapomnieć, tak jak robiła to przez poprzednie kilka dni.
    Powoli odpływała.
    Do rzeczywistości przywołało ją wypowiedziane szeptem pytanie:
    - Przepraszam. Wszystko gra?
    Słysząc nieznajomy głos podskoczyła ze strachu do góry. Spojrzała z przerażeniem wymalowanym na twarzy najpierw na chłopaka, po czym szybko rozejrzała się po korytarzu, szukając zbliżającego się niebezpieczeństwa w postaci dyrektora czy psychologa.
    - Że u mnie? – spytała zniecierpliwiona. Rozejrzała się zdezorientowana po korytarzu. – Tak, chyba tak - skłamała gładko i bez słowa zeskoczyła z parapetu. Po czym schyliła się po swój plecak (kiedy zbierała swoje rzeczy?) i odwróciła na pięcie, chcąc poszukać nowego schronienia. W klatce piersiowej zaczynała czuć narastające zdenerwowanie.
    Skrzywiła się pod nosem.



    *Podokiennik - takie słowo naprawdę istnieje, a przynajmniej tak uważa strona synonimy.pl i word, który o dziwo nie podkreśla na czerwono.

    [Przepraszam za te długie, wielokrotnie złożone zdania na początku i za wszystkie błędy. Dopiero wczuwam się w postać i obawiam się, że opisy (czy dało się wyczuć brak koncentracji, panikę, brak samoakceptacji?) nie oddały do końca psychiki Johanny. Raz kozie śmierć. Wysyłam. ]
    Johanna

    OdpowiedzUsuń
  12. Przegapiła moment, w którym Japończyk zerwał się z łóżka zupełnie nieflegmatycznie, podbiegł do niej i zaczął nią potrząsać. Delikatnie co prawda, ale… to i tak było dziwne. Ponadto doskonale widziała ruch jego nozdrzy. Obwąchiwał ją, tego już było za wiele.
    - Opanuj się, człowieku! – zawołała, patrząc na Shuna jak na wariata.
    Gdyby mogła się cofnąć, na pewno by to zrobiła, ale za plecami stała solidna ściana, która zostawiła ją na pastwę Shuna. Ze złością odtrąciła jego dłonie, machnęła nogami, jakby chciała wydobyć je z uścisku ośmiornicy, ale żadnej ośmiornicy nie było. Westchnęła cicho, już spokojniej, pokazując po raz kolejny, że kobieta zmienną jest, a Bea to wyjątkowo.
    - Słuchaj – zaczęła kojącym głosem, jakiego używają psychoterapeuci, by wydobyć z pacjenta najmroczniejsze sekrety. – Wiem, co sobie myślisz. Głupiutka Bea poszła na plażę, gdzie czają się szpiedzy, którzy korzystając z okazji dosypali jej czegoś do picia, by pogrążyć Hiszpanię w chaosie – przerwała na chwilę, obserwując jego reakcję, jednocześnie starając się doprowadzić do porządku włosy na głowie, bo w chwili obecnej wyglądały jak po przejściu huraganu. – To nieprawda. Spisków nie ma, jesteśmy tu bezpieczni, bo nikt nie wie, gdzie właściwie się znajdujemy. Nawet my tego nie wiemy. Poza tym jesteśmy tylko dzieciakami. Nie mamy władzy. Rodzice wysłali nas tutaj, byśmy nie pałętali im się pod nogami, kiedy oni rządzą światem. Jesteśmy. Tu. Bezpieczni – powtórzyła, uśmiechając się do niego z pewnością.

    Bea

    OdpowiedzUsuń
  13. - Błee, ja tego jeść nie będę. – rzekła Luiza wykrzywiając twarz w zabawnej minie. – Ty jesteś Japończykiem, a wy podobno bardzo lubicie takie rzeczy.
    Odsunęła od siebie talerz z jedzeniem, po czym zabrała się za konsumowanie czekolady. Czekolada i krewetki? Nie, to nie byłoby dobre połączenie. Fuj!
    Nadal chciało się jej jeść, toteż postanowiła nie przejmować się i zamówiła kolejne danie. Fakt, faktem hamburger stanowił najpewniejszy posiłek. Nawet jeśli był bardzo kaloryczny. Luiza odwiedziła po matce cudowną przemianę metabolizmu, która pozwalała jej jeść wszystko w dowolnych ilościach. Niczym Kudłaty pochłaniała zawrotne ilości jedzenia, ale nadal była szczupła. Wielu mówiło jej, iż to dla niej niekorzystne – powinna przybrać choć odrobinę na wadze, aby móc lepiej prezentować się. Niestety ona mimo usilnych starać nie mogła tego uczynić.
    Hamburger wprawił ją w o wiele lepszy humor, a późniejsza porcja ciasteczek cynamonowych sprawiła, że księżniczka omal nie skakała z radości. Uwielbiała jeść słodycze, i to tak bardzo… Z pewnością nadal siedziałaby z głową w chmurach, gdyby nie komentarz Shuna.
    - Spadaj. – odpowiedziała ze złością, jeszcze głośniej konsumując ciasteczka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czyli kryzys minął. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z osobą taką jak Shun. Tylko on potrafił zasnąć w każdym miejscu i w każdym momencie, nie zważając na ludzi wokół, na godzinę, na zajęcie, które wykonywał. Spał cały czas, zaś po obudzeniu wygadywał różne głupoty, zazwyczaj pokroju owych zwierząt przewożących narkotyki, które za każdym razem doprowadzały ją do śmiechu.
    - Czekałeś na mnie? To miło z twojej strony – stwierdziła z zadowoleniem, opierając głowę o ścianę i obejmując podkurczone kolana rękami.
    Przyszła jej do głowy śmieszna myśl: chorwacka księżniczka po usłyszeniu od Shuna słów naznaczonych tak wielką troską i przyjaźnią na pewno by się rozpłakała z wdzięczności. Wielu studentów akademii miało za sobą trudne dzieciństwo odpowiadające stereotypowi sytuacji dzieci królewskich. Świat uważał, że królewscy potomkowie postrzegani są tylko i wyłącznie jako następcy tronu, osoby mające przedłużyć dynastię, utrzymać tron w jej władaniu i rozsądnie rządzić krajem (pierworodni) lub zawiązywać korzystne sojusze poprzez małżeństwo (reszta). Rodzice skąpią swym dzieciom czułości, skupiając się jedynie na zapewnieniu im jak najlepszego wykształcenia, by potem nie przyniosły im wstydu i nie zostały zapamiętane jako beznadziejni władcy. Po usłyszeniu wielu tragicznych historii, Bea doszła do wniosku, że miała całkiem przyjemne dzieciństwo. Rodzice ją kochali, dawali wiele swobody, chociaż trochę za bardzo rozpieszczali, przez co w Seraph V. Academy nie umiała dostosować się do niektórych norm. Ale nie była typem buntowniczki.
    - Mogłeś pójść z nami, przecież ci proponowałam – przypomniała mu nieco uszczypliwie. – Wyszedłbyś z domu, pobawił się trochę. Obejrzał fajny film – skłamała. Dość przekonująco. - Nie musiałbyś na mnie czekać, bo byłbyś razem ze mną – naprawdę, nie ma to jak logiczne myślenie. – A poza tym… porozmawiałabyś trochę z Vanessą – dodała, robiąc znaczącą minę i z trudem powstrzymując złośliwy śmiech.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Bardzo fajne nowe zdjęcie c:]

    Dlaczego kobiety tak uwielbiały plotki? Dlaczego tak wielką przyjemność sprawiało im dręczenie mężczyzn?
    Jego reakcja rozczarowała ją, oczekiwała rumieńców na policzkach i zawstydzonego spojrzenia zakochanego, komiczny uśmiech nie satysfakcjonował jej. Shun z pewnością dostrzegł nieco zawiedziony wyraz twarzy, w końcu Bea nie była najlepsza w ukrywaniu emocji. Westchnęła cicho, przerzucając włosy na plecy, zaraz jednak odzyskała swój animusz.
    - Mówiłeś… różne rzecz. Nie pamiętam – skłamała, starając się nadać spojrzeniu prawdziwie niewinny wyraz. – W każdym razie pytała o ciebie. Często. Praktycznie cały czas o tobie mówiła. Nie powiem, żeby podobało mi się ciągłe paplanie o tym, jaki to jesteś wspaniały – skrytykowała Vanessę, jednocześnie uśmiechając się złośliwie do Shuna. – Nawet ty miałbyś dość.
    Bea nie przepadała za Vanessą, amerykańską księżniczką, na szczęście udało jej się pohamować swoją niewyparzoną hiszpańską gębę. Nie, Bea nie lubiła wychwalania innych pod niebiosa, chyba że to o niej była mowa. Dlatego cały wieczór jej unikała, choć Amerykanka miała wobec niej inne zamiary. I dała o tym znać.
    Te smętne rozmyślania przerwało burczenie w brzuchu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Trzecia siedemnaście – dobra godzina na jedzenie.
    Bea chwyciła dłoń Shuna, drugą przyciskając do brzucha, jakby miało to jej pomóc w zagłuszeniu coraz bardziej dokuczliwego burczenia. Stojąc na nogach, popukała palcem o brodę, marszcząc brwi w zamyśleniu.
    - Och – westchnęła, mrużąc z rozmarzeniem oczy. – Zjadłabym homara. Albo nie! – klasnęła w dłonie. – Zupę cebulową! I do tego tartę z jabłkami…
    Na samą myśl o takiej uczcie, ciekła ślinka. Była gotowa włamać się do kuchni, lecz potem pojawiał się problem: nie umiała gotować. Nigdy nie trzymała w ręce chochli ani czajnika. Shun także nie wyglądał na kuchmistrza, chyba że ukrywał swoje zdolności gastronomiczne. Młodzi książęta i księżniczki nie są uczeni gotowania, nie sprzątają, nie zajmują się ogrodem, chyba że sami wykażą takie chęci, a rodzice nie uznają ich zainteresowań za bezsensowne. Bea nigdy nie widziała potrzeby w przyswajaniu przepisów kucharskich, była zadowolona, że wszyscy robią wszystko za nią.
    Jako że Beatriz zawsze była głodna, w swoim pokoju chowała różne przekąski. Na czarną godzinę. O ile się orientowała, szafka z jedzeniem była obecnie pusta (wczoraj wchłonęła ostatnią paczkę ciastek czekoladowych), ale dlaczego miała tego nie sprawdzić?
    - Poczekaj chwilę - skoczyła do szafki, otworzyła drzwiczki i wydała z siebie jęk rozczarowania. Pusta. Odwróciła się do Shuna. – Musimy pójść do kuchni. To znaczy ja muszę, nie chcę, żebyś się wpakował przeze mnie w tarapaty, jakiekolwiek by one nie były.
    Rzecz jasna powiedziała to tylko dla spokoju sumienia, chciała, żeby Shun jej towarzyszył. Nigdy przedtem nigdzie się nie włamywała, znając życie, odkryliby jej obecność po pięciu sekundach. A z resztą nie umiała gotować, więc równie dobrze mogła zostać w domku, zwinąć się w kłębek na łóżku i zawodzić niczym duch.
    - Pójdziesz ze mną? – zapytała, obdarzając go najniewinniejszym, najsłodszym uśmiechem, na jaki w tej chwili było ją stać, mającym przekonać Japończyka, jeśli miałby on jakiekolwiek wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń